Grecja,  Jachtowe życie,  Morska przygoda,  Popłynąć za marzeniami,  Życie na wodzie

Nasza droga do Grecji – cz. 1

krótkie podsumowanie

Pięć sezonów przepływanych w Chorwacji. Dużo, czy mało? Pisząc sezon mam na myśli ok 28 dni w każdym roku. Razem to 140 dni, więc całkiem sporo jak na dorywcze żeglowanie a mało, bo opuszczając te wody czułam, że jeszcze mnóstwo miejsc zostało tam do odkrycia. Może kiedyś jeszcze wrócimy na Adriatyk?  Do odważnych świat należy i czasem trzeba podjąć decyzję o zmianie. Z Monfalcone (Włochy) do Chalkutsi (Grecja) jest całkiem spory dystans, przez 3 morza, więc postanowiliśmy podzielić trasę na dwa lata.

trasa do Grecji

planować trasę, czy raczej iść na spontan?

Pierwszy odcinek miał nas zaprowadzić do włoskiego Bari, gdzie mieliśmy zimować. Wybór padł na to miejsce, między innymi ze względu na częstość lotów Wizzair-em. DLACZEGO WYBRALIŚMY MARINĘ W BARI?

Trasa jak to często bywa na morzu tworzyła się sama, znając kierunek, dokąd płyniemy, konsultując z Neptunem warunki pogodowe przystanki pojawiały się na niej prawie bez naszego udziału. To oczywiście troszkę żartobliwe określenie, bo wiadomo, że każdego dnia obieraliśmy sobie cel i staraliśmy się do niego dążyć. Aczkolwiek planu dokładnego nie było, chcieliśmy odwiedzić miejsca, które były nam najdroższe w Chorwacji, ale też poznać trochę nowych. 

Po dopłynięciu do Bari zliczyliśmy miejsca, w których się zatrzymywaliśmy. Było ich 14, z miejscem wypłynięcia i miejsce dotarcia 16.

Włochy: Monfalcone   /   Chorwacja: Umag – Novigrad – Veruda – Susak – Molat –Ugljan –  Sibenik – Drvenik Vielki –  Solta – Hvar – Korcula – Wyspa Mljet – Zaton – Cavtat  /  Włochy: Bari

Łącznie wyszło nam 430 mil morskich w ciągu 21 dni na morzu.

Przez cały rejs nie staliśmy ani razu w porcie! 

6 razy na bojkach, 1 raz przy nabrzeżu w Splicie, a pozostałe 13 noclegów wypadało nam na kotwicy.

dopłynąć do Umagu

DLACZEGO MONFALCONE TO DOBRY PORT? Monfalcone to nie port morski, aby dostać się na otwarte morze trzeba przepłynąć na silniku ok 2 mil. Warto trzymać się toru wodnego, który co sezon jest pogłębiany i prowadzi w sporej części przez bardzo płytkie laguny. Pani na Skałach przy Zamku Duino skinęła nam na pożegnanie głową i zostawiamy za rufą Sistianę, od której zaczęła się nasza przygoda z Sophisticated Lady. Przecięcie zatoki Triesteńskiej zawsze budzi lekkie emocje, bo burzowe chmury na horyzoncie to jakby już standard.  Mijamy Triest, Koper, jakoś nie starczyło czasu na odwiedzenie portów na słoweńskim wybrzeżu. I przed nami już latarnia na cyplu chorwackim. Daje blaskowe rozbłyski, sprzeczamy się o częstotliwość. Otoczeni zapadającym zmrokiem wchodzimy do portu w Umagu. Krótka (obowiązkowa odprawa) i przy głośnym akompaniamencie muzyki z brzegu płyniemy na bojkę.

najlepsza zatoka to Veruda

Pozostawiamy Umag delektując się pierwszą, poranną kawą na morzu. Wizyta w Novigradzie to tradycja połączona z dziką zabawą w Aqua Parku na wodzie. Niestety, tym razem się nie udało, gdyż po Aqua Parku zostało tylko kąpielisko. I moglibyśmy płynąć dalej, ale żegluga pod wiatr jakoś nam nie leży. A wieje z południa. Poza tym burza przybliża się zdecydowanie. W końcu przyszła do nas. Wielka ulewa z gradem. Wiatr nawet nie był bardzo silny, ale padało mocno. Ratowaliśmy wszystkie przecieki podkładając szmatki i podstawiając miski. Rano nie ma śladu po nocnych zawirowaniach. Wg prognozy wiatr cały czas z południa lub południowego wschodu, czyli raczej „w mordę”. Siła wiatru ok 15 knt, więc nie ma na co czekać. 

Pobawimy się w halsowanie.  Dzieci śpią do 10.00 ukołysane falami, ale potem okazuje się, że Igor zapada na chorobę morską i nijak nie może się zdecydować, aby wyjść na pokład. Ida dociera ok 12.00 i zakryta ręcznikiem leży na decku a Sophi na falach wchodzi w jakiś sobie tylko znany rytm taneczny i próbuje zmniejszać odległość do Verudy. Prawy hals to jej słabsza strona. Czasem nurkuje dziobem pod fale, co kończy się zalaniem forpiku przez otwarte luki. Zmiana na lewy hals. Tu już przechył jest mniejszy a jacht zdecydowanie szybszy. Postępy średnie. Po godzinie zmniejszamy swój dystans o 2,8 mili morskiej a morza przeoraliśmy, że ho ho. W końca za wyspami Rovinja, kawałek przed wyspami Briońskimi wszyscy mają już dość tej huśtawki. Najwyższy czas włączyć silnik. Za wyspami rozochoceni spokojniejszym morzem postanawiamy jeszcze chwilę po halsować. Fale jednak są jeszcze większe. Zmiana halsu zaczyna być już coraz trudniejsza, bo ciężko przy wietrze ok 20 knt wybierać naszą genuę. Sophi spływa płynnie po falach, żeby się po chwili wspinać na kolejną a burty gładko zanurzają się w niebieskiej otchłani. Wiatr huczy dostojnie na wantach a mewy przelatują nisko wody wypatrując małych rybek na grzbietach lekko spienionych fal. Ostatnie 1,5 mili pokonujemy, trzymając się blisko skalistego brzegu na silniku. W Verudzie wita nas cudowny jak zawsze spokój. Sporo bojek jest wolnych.  W nocy ma wiać 30-40 knt na środkowym i południowym Adriatyku, więc pewnie i do nas coś dotrze. Po złapaniu bojki skaczemy do wody i odpoczywamy po 12 godzinnej żegludze. I znowu łapie nas burza. Obiadokolacja (ryż z warzywami), zjadamy już na mokro w kokpicie.

To ostatni przystanek na Półwyspie Istria. Jutro ruszamy na pełne morze. JAK ŻEGLUJE SIĘ CHORWACJI? 

trasa dookoła Istrii

cdn….

Magdalena Banasik 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *