Dzieci na pokładzie,  Jachtowe życie,  Żeglowanie z dziećmi,  Życie na wodzie

Nowa strefa komfortu, czyli po co żeglujemy?

Odpowiedź na to pytanie można by rozwinąć w długim akapicie, ale można też odpowiedzieć krótko: żeglujemy, żeby pełniej żyć, poczuć swobodę w przemieszczaniu się, bliskość sił natury, szerzej spojrzeć na otaczający nas świat, czuć przyjemność wiatru we włosach, poznawać innych ludzi, którzy też to uwielbiają.

Minimalizm w strefie komfortu

Ja lubię żeglować dlatego, że m.in. odcinam się wtedy definitywnie od medialnego świata. Od świata polityki, reklam, wielu niepotrzebnych tak naprawdę informacji. Żeglując skupiam się na tym co tu i teraz. Nic mnie nie rozprasza, funkcjonuję według prognozy pogody, locji pokonywanych akwenów i mojego świata, który jest na wyciągnięcie ręki. Kocham mój minimalizm na wodzie. Bez telewizji, radia, często i bez internetu. Radzę sobie bez zmywarki, mikrofalówki, pralki, ba nawet bez samochodu. I wiecie co? Nie brakuje mi tego! Może dlatego, że na jachcie mam jeden zestaw naczyń, minimalną ilość kubków i szklanek (te notorycznie tłuką), 3 garnki, 2 patelnie i to w zupełności wystarcza do życia 4-os rodziny, a i przy 8 os daje radę.

Pranie można zrobić ręcznie, zresztą w ciepłych klimatach niewiele się nosi, a w przytulnych portach zawsze jakaś pralka za kilka euro się znajdzie. Samochód? W zasadzie niewiele z niego korzystam żyjąc na lądzie, ponieważ praktycznie wszędzie w zasięgu 30 km jeżdżę rowerem. A to na co dzień mi wystarczy. Tak, tak zakupy też robimy na rowerach. Na jachcie rowery są bardzo praktyczne, chociaż mogą też być hulajnogi (i to bynajmniej nie elektryczne).

Kreatywność na jachcie

Na lądzie przyzwyczajamy się do wielu rzeczy, które w życiu na jachcie są według mnie kompletnie niepotrzebne i bardzo szybko w ogóle zapominam, że mogłyby mi się przydać. To budzi kreatywność. Musisz zbudować samolot z 5 klocków a nie z całego zestawu lego. To zastępowanie czegoś czymś zawsze mnie bardzo kręci. Pamiętam jak 2 lata temu na urodziny Igora, które spędzaliśmy na Sophi trzeba było szybko ubić krem do tortu.  Trzepaczka jakoś nie dawała rady, ale wpadliśmy na pomysł przymocowania widelca do wiertarki (no bo ona zawsze powinna być na jachcie) i tym niecodziennym sposobem ubiliśmy niesamowity krem!

Czy myślicie, że dzieci też świetnie dostosowują się do takich polowych warunków? Do pewnego wieku na 100%, nie przeszkadza im nic. Doświadczałam tego przez lata żyjąc rodzinnie na jachcie oraz potem pływając w każdej wolnej chwili. Trochę inaczej jest jak się pływa z nastolatkami. Tu zauważałam występujący u nich pewien dyskomfort. Dotyczy on małej przestrzeni i braku izolacji, którą kilkunastolatkowie czasem potrzebują. Tak było jednak rok wcześniej. Teraz myślę, że każda forma integracji w towarzystwie, wspólnej zabawy, rozmowy twarzą w twarz, śmiechu jest na wagę złota.

Żeglowanie jest fajne dla dzieci

Dlatego strasznie się cieszę, że nasza Ida mimo pracowitego okresu jaki ją teraz czeka (egzaminy 8 klas) zdecydowała się na czerwcowy kurs na patent żeglarza. Chce kilkanaście dni poświecić na doskonalenie umiejętności żeglarskich i zdobycie uprawnień (w końcu może, bo już skończyła 14 lat).

Dlatego też nasze opory (tak trochę ich mieliśmy) szybko zniknęły, kiedy nasz 16-letni syn zapytał, czy może płynąć na Niebieską Szkołę na STS Fryderyk Chopin. Nie obawiałam się czy poradzi sobie z nauką, czy przetrwa niewygody złej pogody podczas przeprawy przez Atlantyk a potem majowe kaprysy Morza Bałtyckiego. Bardziej martwiłam się o zaburzenie jego życiowej higieny osobistej. Brak odpowiedniej ilości snu (życie na jachcie, gdzie jesteś członkiem załogi a jednocześnie uczniem nie zostawia wiele czasu na spanie), brak 5 posiłków dziennie (na statku są trzy oraz dostęp do lodówki, ale to nie to samo co w domku), brak pralki (są dwie, ale używane tylko w portach).  Po pierwszym tygodniu pobytu usłyszałam: „Tak, śpimy niewiele, ale jest tyle do zobaczenia, że szkoda czasu. Tak trzy posiłki tylko, ale więcej nie ma, kiedy jeść. Mamo jestem cały w błocie po wyprawie na quadach, ale było super!” No i już wierzę, że się wstępnie zaaklimatyzował. Piszę wstępnie, bo dopiero wczoraj wypłynęli w morze. Do tej pory poznawali się nawzajem, poznawali statek, zwiedzali piękną Dominikanę stojąc Chopinem na kotwicy. Teraz całe życie skoncentruje się na statku. 55 metrowy pokład będzie dla niego domem, szkołą, światem przez kolejne trzy tygodnie, zanim nie zawiną na Azory. Święta spędzą na środku Atlantyku.

Nowa strefa komfortu

Warto więc porzucić swoją strefę komfortu. Na chwilę, a może i na dłużej, odciąć się od rzeczy, które niepotrzebnie zabierają nam czas i pieniądze. Sprawdzić, czy komfort życia nam się nie poprawi, gdy zrezygnujemy z kolejnych zakupów, nie obejrzymy kolejnego serialu lub wiadomości. Zyskamy więcej czasu dla siebie, na przeczytanie książki, na rozmowę, na delektowanie się niezauważanym otoczeniem…  Ja to nazywam nową strefą komfortu :-).

Magdalena Banasik

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *