Przeciąć Europę. Część 3 – zabawa w śluzach.
W trakcie naszej rzeczno – kanałowej żeglugi nie raz pytano nas, czy to nie nudne takie pływanie? Śmiałam się wtedy, bo określenie nuda chyba było ostatnim, jakie mogło mi przyjść na myśl. Po pierwsze dwóch małych załogantów na pokładzie zapełnia czas w 100%, a tu jeszcze trzeba nawigować na często bardzo trudnych akwenach (np. duże rzeki) i poza tym dość często pojawia się dodatkowa atrakcja w postaci śluz. Jak ładnie określa je Encyklopedia PWN śluza to „budowla wodna piętrząca, niezbędna w zestawie budowli tworzących stopień wodny na rzekach skanalizowanych, także samodzielna budowla (śluza żeglugowa, śluza komorowa) na kanale żeglugowym”. My w trakcie naszej drogi na Med (Morze Śródziemne w języku żeglarskim) pokonaliśmy ponad 200 śluz. Największe ich zagęszczenie mieliśmy na króciutkim, bo zaledwie 122-kilometrowym Kanale des Vosgues we Francji, gdzie znajdowały się aż 93 śluzy!
Ale od początku. Śluzy pokonywaliśmy w dwóch krajach: Niemcy i Francja. Zasady korzystania z nich są ze zgoła różne. W Niemczech śluzy, jak i wszystkie drogi wodne w są bezpłatne, chociaż istnieją wyjątki od tej reguły. Śluzy zostały zbudowane i istnieją głównie z myślą o transporcie komercyjnym. Siłą rzeczy barki, statki pasażerskie są najważniejsze. I tylko wtedy, kiedy śluzujesz się razem z nimi (niejako przy okazji, bo woda i tak jest wpuszczana lub wypuszczana) jest to bezpłatne. W sytuacji, kiedy przechodziliśmy śluzę sami lub z innymi jachtami, czy spoortbootami okazywało się, że taka usługa kosztuje kilka euro. We Francji natomiast uiszcza się opłatę w instytucji zwanej VNF. Opłata zależna jest od wymiarów jachtu oraz od czasu, jaki zamierzamy żeglować. Obejmuje ona koszt poruszania się po wodach śródlądowych oraz korzystanie ze wszystkich ich dobrodziejstw, zwłaszcza śluz.
Wrócę jeszcze na chwilę do niemieckich, dużych śluz dla statków komercyjnych. Małe sportowe łódki są traktowane w Niemczech trochę z łaski. Śluzowi pozwalają sobie na dość ekspresyjne pospieszanie żeglarzy, żeby nie ociągali się przy manewrach wpływania do komory, bądź wypływania oraz przy przygotowaniu się do manewru. Nie jest to bezpieczne dla niewielkich jednostek wpływających do śluzy za barką.
Barka lub statek pasażerski w momencie wpływania, sporo manewruje silnikami, przez co wytwarza duże fale i wiry. Mała łódka, jeśli nie zachowa odpowiedniej odległości, jest dość bezradna, gdy załapie się na taki ruch wody. Zwłaszcza jak sama nie ma sterów strumieniowych. Do tego mogą dojść złe warunki atmosferyczne w postaci silnego wiatru. Czasami barki zostawiają zbyt mało miejsca na przycumowanie, a stanięcie dwa metry za nią może być traumatycznym przeżyciem. Problem głównie polega na tym, że duże statki i barki łamią przepisy, nie łapiąc się polerów z rufy i utrzymują pozycje przy ścianie, operując tylko silnikami podczas śluzowania. Jednocześnie więc jesteśmy narażeni na spore strumienie wody wypuszczane przez silniki ze statków oraz na wpuszczaną do komory śluzy wodę, podczas napełniania. Mała, lekka łódka poddana jest wtedy bardzo dużym siłom, przez co dość trudno jest utrzymać się blisko ściany śluzy. Cumy używane do śluzowania muszą być bardzo mocne i jacht powinien być przytrzymywany przez cumy z rufy, śródokręcia i dziobu, żeby utrzymać go w jednym miejscu. Niestety w dużych śluzach wszystkie te trzy cumy łódka o długości 8-12 metrów musi założyć na jeden poler w ścianie, bo do drugiego nie sięgnie. Są zbyt rzadko umieszczone w ścianach. Znowu…. tylko pod kątem barek. Polery w ścianach są albo stałe i wtedy bawimy się podczas śluzowania w przekładanie cum niżej lub wyżej, albo pływające i wtedy zaczepiamy się raz. Nigdy nie wiążemy na stałe! Widzieliśmy kilka jachtów, które przywiązały się zbyt mocno i w momencie spuszczania wody zawisły na cumach.
Wejścia do śluz są w większości sterowane światłami. Czerwone zakaz, zielone wolno wpłynąć. Jest to dobry sposób, gdyż samo otwarcie wrót nie zawsze pozwala od razu na skorzystanie ze śluzy. Śluzowi czerwonym światłem powstrzymują spoortbooty, aby nie wpływały pierwsze do śluzy, ale zawsze za barką lub statkiem. Poza sygnałami świetlnymi rozmowa odbywa się też przez radio. My też mieliśmy uruchomione radio i w sumie prawie zawsze na dużych śluzach pytaliśmy o pozwolenie wejścia. Można też skorzystać z opcji kontaktu przez telefon komórkowy lub czasami przez tzw. Sprechelouder (niemiecki domofon na śluzie). Ciekawą opcją jest również, to gdy dwie śluzy są zbudowane obok siebie. Na Mozeli zdarzały się dwie śluzy obok siebie: dla małych, sportowych łódek o zanurzeniu max. do 1,40 oraz dla statków i barek. Poza tym na francuskich wodach funkcjonowały w większości śluzy pojedyncze. Na Renie natomiast zdarzały się dwie duże śluzy usytuowane równolegle, aby sprawnie kierować ruchem. Na niektórych (raczej mniejszych) śluzach istnieje możliwość nabrania wody lub wyrzucenia śmieci.
We Francji mieliśmy możliwość korzystania ze śluz najbardziej nowoczesnych obsługiwanych automatycznie na pilota oraz śluz całkowicie ręcznych, gdzie samemu można było wyjść z jachtu i razem ze śluzowym kręcić korbą w celu zamknięcia i otwarcia wrót. Trwało to nieporównywalnie dłużej, ale było bardzo miłe. Oczywiście ręczna obsługa dotyczy tylko małych śluz.
Największym zadaniem w czasie żeglugi z małymi dziećmi było zajęcie ich pod pokładem na czas śluzowania. Jako że oboje z Sebastianem byliśmy potrzebni na pokładzie do manewrów, to wymyślaliśmy różne metody, by dzieci zajęły się 10 min sobą pod pokładem. Sposób musiał być bardzo pewny, bo odejście od cumy naprawdę czasem nie wchodziło w grę, gdyż groziło to obróceniem jachtu w poprzek śluzy. Był więc sposób na czekoladkę, ale za szybko zjadały, była akcja nocnik, co przez jakiś czas działało przy młodszej latorośli, dopóki nie znudziło jej się siedzenie po wykonaniu zadania. Jakie więc było nasze zdziwienie, gdy my walcząc z cumami na pokładzie, nagle widzimy nasze dziecko, które staje w zejściówce ze spodenkami na kostkach, trzymając pełny nocnik i wołając: Mama już!
Potem zdecydowaliśmy, iż najlepszym pomysłem będzie branie ich do kokpitu i przypinanie szelkami do relingu. Mieliśmy ich cały czas na oku i w razie co można było utrzymywać kontakt wzrokowy i głosowy 😊.
Dla porządku podam też jakie wymiary, ma duża i mała śluza.
Duże (kanały niemieckie, Ren, Mozela, Saona, Rodan 180 m długości /11,40 m szerokości).
Małe (kanały francuskie, mała Saona 38,50 m długości/5,05 m szerokości)
Zainteresowanych mnóstwem innych aspektów śluzowania lub szczegółami trasy zapraszam do kontaktu
Magdalena Banasik