Przeciąć Europę. Część 4 – skąd spływa wiedza?
Najpierw o tym usłyszymy. Czasem przeczytamy. Zaczynamy myśleć, analizować. Zdarza się, że nam się to przyśni i już powstaje zarys planu. Szare komórki zaczynają pracować ze wzmożoną energią, wyobraźnia podsuwa nam obrazy przyszłych dokonań, tras, nowych miejsc. Serce coraz częściej przyspiesza, gdy wracamy do tematu. Z tych reakcji wyłania się on. NASZ CEL. Skoro jest już w zasięgu wzroku, to droga do niego biegnie dwoma ścieżkami:
- Ścieżka Pierwsza: Wzięcie celu na muszkę oznacza, że już go nie opuścimy, a on nie opuści nas. Szybko zgłębiamy tematyczną wiedzę, zbieramy najpotrzebniejsze informacje, rozmawiamy z ludźmi, którzy są w temacie, może już to przeżyli. Tak, częściowo przygotowani wyruszamy w poszukiwaniu naszego celu, obiecując sobie, że reszty dowiemy się po drodze.
- Ścieżka Druga: Troszeczkę obawiamy się podjąć ostateczną decyzję, zanim nie przygotujemy się merytorycznie na 100%. Czytamy profesjonalne artykuły, blogi, szperamy, aby poznać wszystkie za i przeciw i zgromadzić jak najwięcej szczegółów. Uda nam się to, czy nie? Naprawdę tego chcemy, czy minusów jest za dużo? Otoczeni wszelką, możliwą do zdobycia z poziomu kanapy wiedzą, oddychamy głęboko, zaciskamy pięści i… skaczemy! Oczywiście podejmując decyzję na TAK!
My przed naszym pierwszym długim rejsem (kolejne, jeszcze dłuższe już są w planach) zdecydowanie poszliśmy ścieżką pierwszą. NASZ CEL tak nas omotał, zauroczył i rozkochał w sobie, że nie pozostało nam nic innego, jak zdobyć tyle wiedzy ile się da i szybko wypłynąć. Resztę postanowiliśmy dowiadywać się na bieżąco. nowych
Z czego zatem korzystaliśmy? Ze wszystkiego, co było sprawdzone i dostępne. Braliśmy jednak pod uwagę to, że sytuacje na rzekach i kanałach zmieniają się dość szybko. Aktualizacja przewodników i informatorów nie jest częstsza niż raz na rok, czasem na kilka lat. A to dużo czasu. I dużo może się zmienić. Teraz są głównie serwisy internetowe, gdzie uzupełnianie zmian jest znacznie szybsze i sprawniejsze. Trzeba jeszcze tylko mieć do tego dostęp w trakcie żeglugi, co nie zawsze jest możliwe, więc lepiej przygotować się chwilę wcześniej.
Jeżeli chodzi o niemieckie wody śródlądowe, to wydawnictw jest mnóstwo, ale raczej dostępnych za granicą. My w nasze zaopatrzyliśmy się w świetnej księgarni żeglarskiej w Lubece. Sklep miał wszystko: mapy, poradniki, przewodniki. Wybraliśmy jeden ogólny przewodnik na kanały i Ren. Był bardzo rzeczowy, z prawdziwie niemieckim porządkiem. Kilometr po kilometrze z zaznaczeniem, jaki most, jaka droga, gdzie miejsce na postój. Nie można się było zgubić. Mogliśmy z wyprzedzeniem zaplanować miejsce na nocleg albo przynajmniej wybrać 2-3 alternatywne postojówki, jakby coś nie pasowało lub było już zajęte. Jak pisałam w Przeciąć Europę. Część 2 – gdzie cumować?, poza wyznaczonymi miejscami, nie ma zbyt wielu innych możliwości na postój. Wszystko jeszcze oczywiście zależy od zanurzenia łódki. My z naszym metr sześćdziesiąt musieliśmy się mocno trzymać wyznaczonego szlaku i dobrze opisanych miejsc. Na Renie, na przykład, płynąć pod prąd, brakowało nam dokładniejszych planów portów. Według nas było to okropnym niedociągnięciem, gdyż równało się z ryzykiem zejścia z głównego szlaku poza główny nurt rzeki. A głębokości niepewne. W drodze powrotnej z prądem wyposażyliśmy się w fantastycznie opisany i ilustrowany przewodnik po całym Renie napisany przez Manfreda Fenzl-a „Der Rhein”. Miał on tylko jeden minus. Był po niemiecku. Ale jakoś daliśmy radę😊. Cudownie użyteczne w takich przewodnikach jest graficzne przedstawienie rzeki, jak meandruje, z podanym opisem kilometrów, naniesieniem przeszkód, wysepek, a nawet topografii brzegowej. W trakcie podróży otrzymaliśmy od jednego z Kapitanów barek tzw. „wescę”, czyli locję, którą używają zawsze na barkach komercyjnych
Na żeglugę po Francji zamówiliśmy w internecie niesamowitą książkę „Cruising French Waterways” napisaną przez Hugh Mcknighta – Anglika, który w 1984 roku zdecydował się opisać swoje kilkudziesięcioletnie doświadczenie w eksploracji wód śródlądowych Francji. Książka doczekała się czterech wydań i to ostatnie z 2005 roku nabyliśmy bardzo skomplikowaną drogą. Księgarnia internetowa, w której znaleźliśmy ten przewodnik, nie wysyłała książek poza obszar Wielkiej Brytanii. Należało, więc znaleźć kogoś, kto mieszka w Anglii i prześle lub dowiezie nam ją do Polski. Udało się to dzięki mojej koleżance Edycie, której brat akurat przebywał na terytorium UK. Przewodnik kosztował 25 funtów + koszty przesyłki też nie byle jakie. Na szczęście udało się go jednak zdobyć. To był całkiem inny rodzaj przewodnika. Opisane w nim były wszystkie rzeki i kanały we Francji. Sposób opisu przypominał cudownie, gładko opowiedziane historie o zwiedzaniu każdego regionu z poziomu wody. Mnóstwo ciekawych detali zapełniało stronę po stronie. Przyczyniało się to trochę do gorszej czytelności, gdyż kiedy potrzebowaliśmy szybko było to trudne, za to czytało się go wybornie. Kwiecisty, angielski język błyskotliwie opisywał co działo się na poszczególnych kilometrach trasy. Bardzo pomocne były opisy miast i wiosek usytuowanych wzdłuż wody oraz zdjęcia śluz, portów i innych ciekawych miejsc. Książka była również wzbogacona w ryciny z XIX wieku, co dodawało smaczku i dostojności poszczególnym miejscom.
Lokalnie zachwyciliśmy się francuską organizacją wodną – VNF (Vois Navigable de France – Drogi Nawigacyjne we Francji), która jest bardzo dobrze przygotowana na przyjęcie pływających turystów. W każdym z kilkudziesięciu biur usytuowanych w miastach, w pobliżu wody można nabyć potrzebne do nawigacji materiały. Są to w większości mapki, przewodniki, krótkie instrukcje jak, gdzie pływać, na co uważać. Co roku wydawana jest mapa z zaznaczonymi odcinkami i datami na kanałach i rzekach, które będą wyłączone z eksploatacji. Jest to niezwykle użyteczne przy planowaniu trasy. W momencie, gdy my wypływaliśmy, nie mieliśmy świadomości, że takie użyteczne materiały istnieją i po prostu wybraliśmy drogę bez żadnego sprawdzenia, czy jest ona czynna. Mieliśmy wtedy dużo szczęścia, że cała nasza zaplanowana trasa była możliwa do przepłynięcia. Przykładowo Kanał des Vosges jest akwenem często zamykanym w sezonie. Remontują go już od kilkunastu lat, oczywiście największe prace są przeprowadzane poza głównym sezonem turystycznym, ale zdarzają się takie sytuacje jak obsunięcie ziemi na śluzie lub nie wystarczająca ilość wody w kanale. Przytrafiło nam się to za to w drodze powrotnej. Mieliśmy takie zdarzenie na trasie, kiedy na ostatniej śluzie na Mozeli okazało się, że musimy zawrócić z powodu zamkniętego odcinka kanału Jonction gdzie zasypana była jedna ze śluz.
Przewodniki, które można otrzymać z VNF są podzielone na regiony, np. odcinek północny-wschód obejmuje całą francuską część rzeki Mozeli, Kanał Marna-Ren, Kanał Jonction, Kanał des Vosges, Kanał Meuse, Kanał Des Ardennes, Kanał Champagne i Bourgogne. Osobny jest na Saonę i Rodan. Poza opisem tras zawierają one również takie informacje jak: bezpieczeństwo na wodzie i na łódce, zasady nawigacji po kanałach i rzekach, spis niezbędnych adresów i telefonów do portów, przystani, informacji turystycznych i mini słowniczek techniczny. Dla ułatwienia przewodniki te, dostępne są w języku francuskim, niemieckim, angielskim.
Jeśli czujecie, że WASZ CEL czai się gdzieś w pobliżu, rozejrzyjcie się uważnie, wyciągnijcie rękę, serce i pozwólcie mu się do siebie zbliżyć. Reszta wtedy już jakoś pójdzie :-).
Magdalena Banasik