Bella Italia,  Wyspy

Śródziemnomorska wyspa w lutym

Ile razy mozna jechac na Sycylię?

Trzykrotnie stawiałam swoje stopy na sycylijskiej ziemi. Najpiękniejszej śródziemnomorskiej wyspie.  Pierwszy raz zeskoczyłam z pokładu BIMSI w San Vito lo Capo i po opłynięciu prawie całej wyspy pożegnałam ją zdobywając Cieśninę Messyńską. Pozostałe podróże odbyłam drogą powietrzną z lądowaniem w Katanii. Wróciłabym tam w jednej chwili i szczerze marzę, że jak znudzimy się Grecją zawiniemy tam ponownie, tym razem na S/Y Sophisticated Lady.  

Największa śródziemnomorska wyspa  ma wszystko. Przestrzeń, ciepłe morze, wulkan, zieloną roślinność, brak roślinności, oliwki, wino, wulkan, kochanych ludzi, złych ludzi, piękne zabytki, naturę, zaludnione miasteczka, opuszczone miasteczka i cudowne jedzenie. Palące słońce i śnieg.  

Alcantara i Taormina w zimie

Nasza zimowa podróż na Sycylię odbyła się dwa lata temu w okresie ferii. Już kilka tygodni przed wyjazdem zakupiliśmy wielką, papierową mapę wyspy i przewodnik. Wieczory spędzaliśmy na poszukiwaniu miejsc noclegowych i planowaniu tras zwiedzania.

Luty na Sycylii bywa deszczowy. Takie właśnie było pierwsze kilka dni, ale nie poddawaliśmy się. Na przykład zwiedzanie Taorminy w strugach ulewnego deszczu nie było bardzo komfortowe, ale na najgorszy moment przygarnęła nas przytulna Pasticeria. Tam spróbowaliśmy przepyszne Arrancini z mięsem i z ricottą. Stamtąd był już tylko krok na plac, z którego roztaczał się widok zapierający dech, mimo aury. Zatoka Taorminy pomiędzy Isola Bella a Grotta Azurro to jedno z najcudowniejszych miejsc na letni postój na kotwicy. Wysoki klif chroni jachty od północnego zachodu, a wyciągnięte ramiona półwyspów powiększają terytorium bez fali. Na południowe wiatry trzeba tu jednak mocno uważać. Miejsce, gdzie kilka lat temu kołysała się BIMSI zostało przez nas rozpoznane. Deszcz nie oszczędzał nas również podczas nielegalnego zejścia do wąwozu rzeki Alcantara. Tu ponownie piękno i magia w postaci wielkiego spektaklu natury porwało nas i zatrzymało mimo kiepskiej pogody. Alcantara toczyła swoje wody szybko i dziko, robiąc hałas spotęgowany echem odbijanym od wysokich ścian wąwozu.

Śladami historii w Pantelicii i Syrakuzach

Poranek spędziliśmy na lokalnym Targu w Riposto, niedaleko naszego lokum. Zaopatrzyliśmy się w ryby, warzywa, pachnące pomidory, oliwki i pełne witaminy C cytrusy. Po aromatycznej kawie porzuciliśmy morskie klimaty i udaliśmy się w stronę Pantelicii, gdzie znajdują się nekropolie sprzed 3500 lat. Najstarsze i najbogatsze w Europie. Po 2 godzinnym wspinaniu się i zjeżdżaniu wąskimi serpentynami dotarliśmy na miejsce, gdzie powitał nas… Deszcz! Oprócz nas jest jeszcze jeden samochód na parkingu. Uzbrojeni w sztormiaki, parasole i w miarę nieprzemakalne buty zrobiliśmy niesamowity spacer w głąb historii. Ponad 5000 grobów rozmieszczonych na stromych, wysokich skałach, tworzących przepastny wąwóz. Podmyta droga prowadziła w dół do toczącej szare wody groźnej rzeki. Wchodzimy do mniejszych i większych grot. Chłopaki z latarkami eksplorują wnętrza tych najbardziej tajemniczych. Ja wolę poczekać. Szum deszczu potęguje wrażenie samotności, którą przez tysiąclecia nasiąkło to miejsce. Późne popołudnie spędzamy w Syrakuzach, przemykając pustymi uliczkami Ortygii.

Zimowe wejście na Etnę!

Po dwóch dniach niżu, który ogarniał Sycylię chmury zniknęły i ukazało się niebieskie, śródziemnomorskie niebo. Idealny czas na Etnę. Parkujemy w okolicy Piano Provenza, zostawiając samochód jeszcze przed strefą śniegu (ok 1600 m n.p.m.), bo wolimy się przejść niż na ostatni kilometr zakładać na koła łańcuchy. Wchodzimy w inny świat. Same sosny i kilkumetrowe zwały śniegu po obu stronach drogi. Wyciąg na Etnę nie chodzi, bo dopiero na trasę ruszyły ratraki. Wybieramy trasę ratraka. Tu nie jesteśmy jedyni, ale o tłumach również nie można mówić. W oddali szczyt wulkanu. Niebo błękitne i słońce nie oszczędza oczu odbijając się białej pokrywie. Podejście jest strome, dzieci powoli pokonują metr za metrem. Igor wielokrotnie modyfikuje swój ubiór. Zdejmuje bluzę, zakłada sztormiak, podwija spodnie, zmienia czapkę. Po dwóch godzinach docieramy do czarnego zbocza, głębokiego krateru.

W oddali szary dym powoli wydobywa się ze szczelin. 2400 m n.p.m. zdobyte – Etna nasza! Do Torre do Filosofo 500 m wyżej już nie idziemy, bo teren jest dziewiczy. Nikt tam nie szedł od kilku dni i nie widać szlaku. W dół za to droga już idzie szybciej, częściowo pokonana w formie zjazdu na sztormiaku przez pola zastygłej przed tysiącami lat lawy, teraz pokrytej śniegiem. Wracamy do naszego mieszkanka nad morzem, posłuchać szumu fal i zjeść przepyszną kolację z pieczonej dorady z oliwkami. Jutro czeka na nas kolejny sycylijski dzień.

cdn…

Magdalena Banasik

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *