Klimat tworzą ludzie – port na śluzie
W 1980 roku śluzę w Gigny na rzece Saona (Francja, 120 km na północ od Lyonu) zastąpiono nową śluzą, położoną 4 km dalej. Nieczynna śluza w Gigny otworzyła wtedy swoje wrota i nigdy już ich nie zamknęła. Pełni od tamtego czasu rolę przystani dla jachtów, barek i łodzi motorowych. Małą mariną zarządzają Heidi i Stephan – Szwajcarzy, którzy wybrali Francję na swój nowy dom.
Gdy poznaliśmy Heidi i Stephana podczas naszego Rejsu BIMSI, byli oni jeszcze zarządcami małej mariny w Fouchecourt (miejscowość we Francji nad rzeką Mała Saona, na trasie nad Morze Śródziemne). To było w 2008 roku. Zapraszam do tego wątku tutaj Powrót BIMSI. Teraz, 12 lat później Heidi i Stephan są właścicielami niewielkiej firmy czarterowej Saone – Bateaux w Gigny.
Port na Saonie, w którym trzymają swoje pięć barek, jest usytuowany właśnie w nieczynnej śluzie. Saona, jak większość rzek we Francji, jest rzeką uregulowaną i na całej swojej długości 473 kilometrów posiada 24 śluzy i 2 tunele. Marina jest bezpieczna, gdyż mimo iż jest usytuowana na prądzie, jest głęboka i posiada pływające pomosty a sama śluza jest dobrze osłonięta. Gdy stan na rzece jest wysoki i prąd gna zielonobrunatne wody szybciej i szybciej, można się spokojnie schronić na śluzie w Gigny sur Saone.
Dla zainteresowanych aspektem praktycznym, to na miejscu znajdziemy toaletę, prysznic i pralnię. Co jednak według mnie jest nawet ważniejsze, to otrzymamy tam również mnóstwo pożytecznych informacji dotyczących żeglugi po kanałach (Rodan-Ren, Burgońskim, Centralnym, Marna-Saona) oraz majestatycznej Saonie, potężnym Rodanie i niewielkiej rzeczce Seille. To wszystko akweny połączone z Saoną w sensie żeglownym, poprzecinane śluzami. Właściciele są na miejscu cały czas , gdyż wiedzą, że zarówno goście z czarterów jak i goście mariny lubią mieć kontakt z gospodarzem. Pod tym względem różnią się troszkę od Francuzów, gdyż przedkładają potrzeby klienta nad własne. Szwajcarska precyzja dodaje zalet marinie i wyróżnia ją na tle innych.
Zresztą nie tylko to jest inne. Klimatu marinie dodaje też historia Heidi i Stephana, która nas zachwyciła. Będąc już w wieku dobrze “po czterdziestce” kupili używany, żaglowo-motorowy jacht o wdzięcznej nazwie BABA JAGA (8,85 m długości) i popłynęli w rejs Dunajem (z Ratyzbony w Niemczech do Warny w Bułgarii) na Morze Czarne. Tam spędzili jesień i przez Cieśninę Bosfor przepłynęli na Morze Marmara, gdzie spędzili ciepłą, turecką zimę. Na wiosnę ruszyli przez Dardanelle, aby dostać się na Morze Egejskie. Grecja gościnnie otworzyła przed nimi swoje wody. Przez kilka miesięcy eksplorowali zakątki na wyspach greckich, delektując się spokojem i urokiem żeglugi (choć czasem Neptun pokazywał swoje nastroje). Przejście tak małą łódką Kanału Korynckiego było niecodziennym wyczynem, ale udało się i szczęśliwie dopłynęli do włoskiego obcasa. Cieśninę Messyńską (trzecią do kolekcji), znajdującą się pomiędzy lądem włoskim a Sycylią przepłynęli wczesnym latem. Następnie wzdłuż Włoch popłynęli do Francji i wpłynęli w rzekę Rodan. BABA JAGA po 401 dniach żeglugi odpoczęła dopiero na Petite Saone właśnie w Fouchecourt, który był ich pierwszym francuskim domem. Mieli wracać do Szwajcarii, i nawet na rok czy dwa wrócili, ale życie po takim rejsie nie było już takie samo. Nigdy nie jest, zawsze już człowieka ciągnie do innej perspektywy. Rodzina ich jednak nie zrozumiała i nie zaakceptowała tego pomysłu. Porzucić naszą Szwajcarię dla jakiejś Francji?! To się nie mieściło w głowie. Pomimo niezrozumienia ze strony najbliższych zostawili ułożoną, grzeczną Szwajcarię i przenieśli się na stałe w francuskie klimaty.
Wracając do uroczej mariny, to jak wspomniałam możliwości pływania z Gigny jest sporo. Można ruszyć na rzekę Saona, na kanał Burgoński, Kanał Rodan – Ren, kanał Centralny a nawet potężny Rodan z przystankami w Lyonie, Avignon, Arles. Trasę można dostosować do chęci, potrzeb i możliwości. Żeglowanie rzekami i kanałami ma swoje nieodparte uroki. Jesteśmy z dala od większej cywilizacji, czerpiemy ile się da z francuskiego, leniwie płynącego trybu życia, smakujemy chrupiące bagietki, miękkie sery i aromatyczne wino. C’est la vie! A po zakończeniu rejsu nie wpływamy do dudniącej hałasem metropolii, tylko do malutkiej francuskiej wsi, gdzie dwoje przemiłych ludzi przywita nas serdecznie i zapyta o wrażenia z rejsu 😊. Tak sobie myślę, że jak otworzą już nam granice, to żeglowanie barką po rzekach będzie fantastycznym rozwiązaniem na turystykę indywidualną. I nie trzeba mieć na to ani patentu, ani żadnych kursów. Na miejscu odbywa się krótkie szkolenie i można płynąć!
W marinie, w Gigny sur Saone zatrzymują się też jachty, które są w tzw.: „drodze na met”, czyli płyną z różnych zakątków Europy na Morze Śródziemne. Taki „passage” odbywa się od najwcześniejszych miesięcy wiosennych (śluzy są czynne cały rok), aż do późnej jesieni. Ruch jest oczywiście w obie strony, gdyż spore grono żeglarzy pokonuje taką trasę dwa razy w roku, wracając na zimę do swoich macierzystych portów. Najczęściej pływają Niemcy, Holendrzy i Francuzi. I czasem Polacy (jak my). Tą trasę wykorzystywali żeglarze już od początków XX wieku. Historycznie Saona była jedną z pierwszych rzek we Francji, którą przysposobiono do uprawiania turystyki. Już w 1873 roku organizowano w Macon pierwsze regaty, kilka lat później bito rekordy w pływaniu łódkami pomiędzy Corre a Lyonem podczas lata, kiedy warunki panujące na rzece (spokojny prąd) sprzyjały rozwojowi tego rodzaju sportu. Gdybyście się więc mieli zamiar wybrać nad Morze Śródziemne drogą wodną, to Saona i niewielka marina w Gigny sur Saone czeka na Was. Do zobaczenia na szlaku!
Magdalena Banasik