Dzieci na pokładzie,  Jachtowe życie,  Żeglowanie z dziećmi

Żeglarstwo w genach – czy pasja może być dziedziczna?

Wybierając żeglowanie jako sposób spędzania czasu wolnego z dziećmi nie zastanawiałam się, czy zarażę ich swoją pasją. Chciałam zbliżyć ich do natury, trochę uciec od cywilizacji, dać możliwość dotknięcia rano bosymi stopami mokrej jeszcze trawy lub piasku. Cieszyłam się, że pierwszym porannym dźwiękiem jaki usłyszą będzie śpiew ptaków, szum fal lub postukiwanie fałów o maszt w bardziej wietrzny dzień.  Być może wtedy nie zwracały na to większej uwagi, ale zaowocowało to tym, że są bardziej wrażliwe na dźwięki, nie lubią hałasu i szumu miast a reklamy w najfajniejszym nawet radiu mocno je irytują.

Kiedy dzieci pojawiły się w naszym życiu, nie widzieliśmy większych przeszkód, aby dalej pływać dostosowując tylko nieco okoliczności do ich potrzeb. Uszyliśmy hamak Igorowi, który zawiesiliśmy na Petrze  i on mając trzy miesiące przesypiał swoje drzemki w trakcie rejsu, kołysząc się delikatnie w rytm fali na jeziorze. Obudzony, z wielką ciekawością rozglądał się szeroko otwartymi oczami po zielonym, pachnącym lesie, otaczającym Jeziorak. Rok później, gdy jego motoryka się zwiększyła i interesowało go już wiele więcej rzeczy, zabraliśmy go na 12-dniowy rejs Wisłą z Warszawy do Kątów Rybackich. Podczas żeglugi z prądem bawił się w kokpicie, a popołudniami hasał po białym, wiślanym piasku na łachach. I nawet karmienie go, które często było trudnym zajęciem (nie interesował się wtedy jedzeniem) w tych warunkach przychodziło dużo łatwiej.

Ida z racji pojawienia się na świecie w grudniu, swoje pierwsze żeglarskie doświadczenie zdobyła dopiero jako 6-miesięczna dziewuszka. Ten sam hamak (o dziwo przetrwał) kołysał teraz ją, a gdy w majową noc przyszedł przymrozek, w nocy założyliśmy jej poza kilkoma warstwami śpiworków i kocyków skarpetki na rączki. I zero kataru! Te doświadczenia coraz bardziej upewniały nas, że dzieciaki świetnie znoszą warunki blisko natury i pójście krok dalej było tylko w kwestią czasu.

Nasz dwuletni rejs BIMSI po Morzu Śródziemnym (o którym już niedługo ukaże się książka) był najcudowniejszym prezentem jaki my daliśmy dzieciom a one nam. Tego wspólnego czasu nikt nam nie zabierze a to co zostało w ich duszach obserwujemy już teraz a jeszcze wiele przed nami. Nigdy nie zapomnę ich szybkiej aklimatyzacji do życia na 8 metrowej powierzchni (BIMSI miała 28 stóp) i przechodzenia z kokpitu do środka jachtu z tekstem: „to ja już idę do domu”. Niesamowicie szybko dostosowywały się do zmieniających się codziennie miejsc (wbrew opinii, że dzieci potrzebują stałości i duże zmiany źle znoszą) i chłonęły nowe wrażenia z wielkim entuzjazmem. Niewiele było rzeczy, które byłyby dla nich problemem, zaraziły się naszym minimalizmem, bez którego organizacja tego rejsu nie byłaby możliwa. Wręcz nie pamiętam żadnej burzliwej sytuacji w sklepie, przed witryną, że: „Ja to chcę mieć!” Zabrane z domu lalki Idy przetrwały, klocki tylko trochę się pogubiły a najciekawsze zabawy i tak były inicjowane znaleziskami na plaży po sztormie.

Teraz za nimi już pierwsze samodzielne doświadczenia na omegach podczas obozów sportowych, pierwsze zdobyte uprawnienia na Antili podczas obozu żeglarskiego. I ich chęci rosną. Właśnie niedawno został nam zarzucony temat:” A, co myślicie o Niebieskiej Szkole na Fryderyku Chopinie?” To pytanie padło ze strony Igora, który jest już w wieku, kiedy z takiej opcji może skorzystać. Niebieska Szkoła pod żaglami to kilkutygodniowy rejs dla młodzieży organizowany w trakcie roku szkolnego, w którym uczniowie poza normalnym przerabianiem materiału ze szkoły pod okiem nauczycieli-kadry oficerskiej zostają pełnoprawnymi członkami załogi. Pomysł nas zaintrygował i ucieszył, mimo że jeszcze długa droga do finału.

Fryderyk Chopin – jest drugim co do wielkości żaglowcem w Polsce i największym pływającym żaglowcem typu bryg na  świecie. Długość 55,5 m,szerokość 8,5 m a zanurzenie 3,8 m.

Od razu przypomniał mi się nasz tygodniowy rejs w styczniu na żaglowcu Pogoria kilkanaście lat temu. Przeżycie cudowne i niezapomniane, nawet gdy ma się kilka lat więcej. Różnica w byciu załogą wśród kilkudziesięciu osób na dużym żaglowcu a załogą w rodzinnym rejsie na 32 stopowym jachcie jest ogromna.

Nie wiem, jak daleko sięgną ich pasje związane z żeglarstwem, ale mam nadzieję, że to, iż ukochały wolność podróżowania i otwarcie na ciekawych, mądrych ludzi, pozwoli im w przyszłości na dużą samodzielność i osobiste spełnienie.

Magdalena Banasik 

zdjęcia z “Fryderyka Chopina” udostępnione dzięki uprzejmości Niebieskiej Szkoły, autor Konrad Bukała uczestnik rejsu

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *